Cinema program "Cast Away" in Wrocław
No showtimes for
movie
"Cast Away"
for today
Choose other date from the calendar above.
Runtime: 140 min.
Production: USA , 2000
Release Date: 19 January 2001
Distribution: UIP-ITI
Directed by: Robert Zemeckis
Cast: Tom Hanks, Helen Hunt, Christopher Noth
Zdobywca nagrody Akademii Robert Zemeckis oraz dwukrotnie nagrodzony Oskarem Tom Hanks po raz kolejny podejmują współpracę w CAST AWAY Poza światem, aby opowiedzieć historię o błogosławieństwach i okrucieństwach losu oraz możliwościach przetrwania ludzkiego ducha.Tom Hanks wciela się w postać Chucka Nolanda, inżyniera pracującego dla FedEx, którego osobiste i zawodowe życie jest całkowicie podporządkowane regułom czasu. Zawód zmusza go do ciągłych wyjazdów w najdalsze nawet zakątki świata i rozstań z narzeczoną Kelly graną przez Helen Hunt.
Pędzące w zawrotnym tempie życie Chucka zmienia się gwałtownie kiedy samolot, którym leciał rozbija się, a on ląduje na odległej wyspie. Pozbawiony podstawowych środków do życia musi walczyć o przetrwanie i stawić czoła emocjonalnym wyzwaniom izolacji.
Po czterech latach Chuck wraca do cywilizacji jako zupełnie odmieniony człowiek. Zdaje sobie sprawę, że utrata wszystkiego co kiedyś uważał za ważne była najlepszą rzeczą jaka mogła mu się przytrafić.
Your comments
wspaniała rola Toma Hanks'a
Nie mogą iść na to ludzie
przyzwyczajeni do wartkiej akcji
- bardzo dobry film (wspaniałe
zdjęcia)
Film pełen symboli,
wspaniałej gry aktorskiej (mało
który aktor potrafi zabłysnąc
bez używania głosu), niesamowite
pomysły na sceny i duża dawka
dobrych zdjęć. Polecam.
niestey widz pozostaje do konca bez odpowiedzi na pytanie:czy bylo warto isc do kina
Jeszcze jedne ujecie wyspy i
wychodze
Tak naprawde to film o
milosci. Chuck zyje 4 lata na
bezludnej wyspie, majac przy
sobie zegarek ze zdjeciem swojej
ukochanej. Tylko to utrzymuje go
przy zyciu. Nie poddaje sie bo
ciagle wierzy, ze jeszcze wroci
i znowu beda razem. A tymczasem
po tych okropnie dlugich 4
latach, kiedy wraca, okazuje sie
ze milosc jego zycia znalazla
sobie innego... Ale w koncu nie
ma sie co dziwic, doszla do
siebie po utracie ukochanego i
zabrala sie za kogos innego. Na
tym filmie milosc napewno nie
jest prawdziwa. Prawdziwy jest
jedynie tlusty pustelnik, ktory
swietnie wyglada jak na kogos
kto zywi sie tylko kokosem czy
rybka.
weź coś do jedzenia, bo
będziesz glodny
katastrofa super, ale
reszta trochę nudna
bardzo chciałem coś dopisać,
ale przeczytałem (początek) co
napisał(a) szama
Powtórzę za znanym polskim
zespołem: "Mniej niż
zero...."
Wielki zawód...
beznadzieja okoliczna
Jak dla mnie film nie
niósł żadnego przekazu, sceny
mające wyciskać łzy zagrane były
tylko trochę lepiej niż w
"Niewolnicy Izaurze". Film
przereklamowany. A podobno Tom
Hanks ma rywalizować za ten film
o swojego trzeciego Oscara:P
Katastrofa lotnicza jest godna ogladniecia i zaplaconych pieniedzy.
bardzo sie nie nudziłem, jak
napisał tu pewien samokrytyczny
opiniodawca
Nie wiem czemu uparli się,
żeby ‘castaway’ to znaczy
‘rozbitek’ przełożyć na ‘poza
światem;’ typowo
środkowoeuropejski komentarz w
złym, postromantycznym
guście...... to najzwyczajniej w
świecie – rozbitek i tyle, bo
się rozbił i jest
rozbitkiem.......
Ale film jest niesamowity
w swojej nudzie i bylejakości –
składa się bowiem z życia jako
takiego, to znaczy z nudy i
bylejakości. Oraz z cierpienia w
czasie. Trwałego i bolesnego,
ale nie zabijającego, wśród
małości i nudy, wśród wegetacji
roślinnej, trwanie
Na tyle na ile ten
Zameckis i Hanks potrafili to
zrobić, a ponieważ są rasowymi
Amerykanami, więc zrobili to po
amerykańsku, czyli solidnie, ale
nie błyskotliwie, dzięki bogu,
nie błyskotliwie, i
najważniejsze (za to powinni
dostać Oskara), że w tym filmie
nie ma nic....... – dostanie
Oskara, za to, że czegoś nie ma,
byłoby próbą dla komisji
Oskarów... może jednak ją
przejdą.
To jedna Ameryka opowiada
o drugiej, ta Ameryka
intelektualna i religijna o tej
zapracowanej, niepiśmiennej i
klerykalnej.
No dobra; nie ma w tym
filmie zachwytu nad naturą
(Emerson i ci właśnie
unitarianie), nie ma opozycji
dobrego dzikusa oraz tej natury
naturalnej, więc niejako „bożej”
wobec ponurego i ułomnego (bo
jakoś nienaturalnego czyli –
bezbożnego) społeczeństwa. Nie
ma, i za to im się należy Oskar!
Za co jeszcze? Za to, że
jest happy end, którego nie
ma.....
nie ma nie tylko „happy”
ale nie ma także „end”!! I to,
że nie ma „end” to właśnie jest
najfantastyczniejszy „happy
end”! i to jest jedyna
wyczuwalna ideologia tego
przekazu: że właśnie nie ma
„end”.......!!!!!!!!!
Za to im też się należy
(za to, czego nie ma...)
Należy im się wreszcie
Oskar za brak „przesłania” – już
widzę, już słyszę te wszystkie
wymądrzania besserwisserów,
zapiewajłów oraz mówiących (i
myślących) przez nos
Nie, będę mówił o tym, nie
ma o czym, będę mówił o Hanks’ie
(bo jest o czym)… naprawdę
poszedł po swoje w tej roli,
zrezygnował bowiem z aktorstwa i
gwiazdorstwa a nie zachował się
też jak na przykład Grotowski
(chciał żeby zachowywali się – i
tak robili – jego aktorzy). Nie
celebrował swojej nicości ani
nie robił czarów mistycznych z
„niewiadomoco” (bo tak można w
skrócie i nawet chyba dość
trafnie określić tego
Grotowskiego).
Miłość nie zwycięża,
miłość przegrywa – zostaje takim
właśnie trochę bezsilnym
aniołem. Najsilniejszym, gdy nie
zrealizowanym. Kochanie, tak
jest w tym filmie.
Gdy zrealizowana... gdy
mogąca – to nie ma czasu, bo
korporacja (naprawdę) a potem
kiedy on jest poza światem,
„cast away” rozbitkiem, robią
się jakieś dzieci, jakiś mąż
dentysta (opiekuńczy), dom,
życie, życie.... płacz, smutek,
bylejakość, wszystko jedno,
taczka żywota, dzieci,
dzieci..... heroizm pozostania
przy nijakiej bylejakości? No
nie wiem, bo w końcu co to jest
ta cała miłość? Jest fotografią,
dzięki której ten gość się nie
powiesił i postanowił jednak
oddychać dalej (tak mówi,
nieźle, jako program
ideologiczny, minimalny?
maksymalny?).
No i tyle – a inne? Inne -
przepływają, sztuka, możliwość
prawdziwej miłości (te szklane
skrzydła – nie powiem, musisz
zobaczyć...) i ich autorka,
samotny anioł kobiecości, muza,
piękno?? Też przepływa, chociaż
poratowała, piękno i miłość. I
to bez łubudu, bez hojra, hojra,
bez apoteozy i nawet tej
wrednej, (bo) rosyjskiej
tragedii do pupy (raczej – do
zbiorowej mogiły). Nie, nic z
tych rzeczy proszę pani........
Miłość i piękno pozwalają
przeżyć i się nie powiesić
(jedyny symbol, to że kłoda
drewniana, którą wiesza na
próbę, czy wytrzyma stryczek
wygląda trochę jak „nowoczesny”
trup Jezusa zdjęty z krzyża, ale
to tylko to z ideologii...)
No i najważniejsze: nie ma
winnych, to nie twoja wina, to
nie jego wina, on nie chciał, on
to zrobił umyślnie. Intencja,
przekroczenie, grzech. Nie, tego
nie ma i to jest kolejna a może
i najważniejsza rzecz, której
nie ma na Oskara.
I jeszcze kolejna rzecz,
której nie ma – nie ma dobrego
świata i złego.
Nikt nie jest winien, nie
ma miejsc dobrych i złych;
zwłaszcza: – nie ma dobrych. Pod
każdym bytem powierzchownym coś
drży – smutek, śmierć,
samotność, powierzchowność,
życie, zarabianie na życie.
Duch „wspólnoty
korporacyjnej” też tam (filmie)
jest, nie taki dęty i sztuczny,
jak ten co go znasz, ale taki
domowo – rodzinny.
Pod tym wszystkim jest
samotność i trwanie i ów czas,
co to się go odbija na zegarze
przy portierni i liczy w
rozliczeniach oraz zarządzaniu
(też tam jest) ale naprzeciw
jest ten inny czas, właściwie
bezczas; czas istnienia wobec
obojętnej planety, której piękno
wcale piękne nie jest, albowiem
jest ono w nas i żaden stan
pierwotny nic tu nie ma do
rzeczy. A przyjaźń, miłość,
poświęcenie i bohaterstwo są
tylko w geście – tu skierowane
są do piłki do kosza....
Nikt nas tu też niczym nie
straszy. Straszyć można, jeśli
jest piekło no i obligatoryjnie
– niebo, choćby i nieosiągalne,
więc – zwłaszcza piekło
beznadzieja!!!!!!
Jeżeli byłoby więcej
takich filmów to nie byłoby na
co chodzić do kina. Kompletne
dno! Nie rozumiem osób, którym
się ten film spodobał.
Film dobry, choć pomysł
odgrzany. Końcówka filmu bardzo
rozczarowuje.
Film ogólnie dobry,
śliczne plenery, dobre zdjęcia,
chwilami wspaniała muzyka, kilka
ciekawych pomysłów, ale...
Ale druga połowa filmu
bardzo mnie rozczarowała.
Trochę za płytko
przedstawione przeżycia bohatera
na wyspie, oraz zupełnie nie
pasujące do filmu zakończenie
sprawiające wrażenie doklejonego
na siłę.
Film dobry, ale niewiem
czy żarliwie go polecać.
Pozdrawiam Bartek
Współczesny Robinson Crusoe -
chwilami trochę nudny
Film typowo amerykański -
czasem śmieszny, czasem smutny z
podniosłym zakończeniem.
Naprawdę świetna gra
aktorska Toma Hanksa.
Wg mnie trochę
przeraklamowany, ale bardzo nie
nudziłem się na seansie
Jest to po prostu
amerykańska wersja współczesnego
Robinsona Crusoe, z typowym dla
amerykańskim "Happy End'em" - no
może nie tak typowym jakby się
można było spodziewać, ale
...
Dawno nie bylem na takim dobrym filmie