Profil: KasandraN
Komentarze do filmów:
cóż cóż...na przekór zdrowemu
rozsądkowi cieszę się z tych
wszystkich negatywnych
komentarzy. A niech Wam będzie,
że nieprzejrzysta (???) fabuła,
że zagmatwany i długi. Phi.
Mnie Parnassus oczarował,
zaczarował i zupełnie po prostu
ucieszył w całej rozciągłości:
wyobraźnia w roli demiurga,
momenty komiczne - może nie
wywołujące rubaszny rechot, a
autentycznie bawiące; gra
konwencjami, jakiej podjął się
Gilliam utwierdza mnie w
przekonaniu, że niezmiennie
warto mieć na oku jego
dokonania. Obsada - wisienka na
torcie. Dobrze, że jeszcze kręci
się takie filmy.
Hm. Po raz kolejny urocze
przekład tytułu filmu na polski
wykrzywia od razu nastawienie
doń - jak było chociażby z
"Eternal sunsine of spotless
mind", z którym swoją drogą "500
days..." nieco mi się kojarzy.
Pewnie dlatego oczekuje się
obejrzenia komedii romantycznej
z świergotem ptaszków i "The
End" na różowym tle w finale
:-).
A tymczasem... "500
dni..." to bardzo dobry,
szczery, kameralny film, który
przedstawia ot taką sobie prostą
historię bez wypaczania jej, bez
dążenia do dorobienia jej na
siłę jakichkolwiek ideologii czy
morału. Ciekawa, fragmentaryczna
narracja - do której miewam
słabość, świetna ścieżka
dźwiękowa; wszystko okraszone
nutką nostalgii za tym, co
minione - te sukienki Summer
jakby próbujące przenieść nas na
powrót w lata '60!
Dobry po prostu,
chociaż... nie wszystkim
polecam.
cóż cóż...na przekór zdrowemu rozsądkowi cieszę się z tych wszystkich negatywnych komentarzy. A niech Wam będzie, że nieprzejrzysta (???) fabuła, że zagmatwany i długi. Phi.
Mnie Parnassus oczarował, zaczarował i zupełnie po prostu ucieszył w całej rozciągłości: wyobraźnia w roli demiurga, momenty komiczne - może nie wywołujące rubaszny rechot, a autentycznie bawiące; gra konwencjami, jakiej podjął się Gilliam utwierdza mnie w przekonaniu, że niezmiennie warto mieć na oku jego dokonania. Obsada - wisienka na torcie. Dobrze, że jeszcze kręci się takie filmy.